Witam ponownie wszystkich. Pamiętacie zapewne z poprzedniego odcinka, że główną postacią naszej ni to bajki, ni to opowiastki jest Pan Jan Drepek cieszący się zasłużenie tytułem królewskiego dostawcy obuwia, nadanego przez Jaśnie Panującego Nzuriego XIV Wielkiego – władcy szczęśliwego królestwa Bahati. Przenieśmy się więc w jego czasy aby prześledzić dalsze jego losy.
Imć Drepek zauważył, że od czasu pewnego zarówno w miastach, na targowiskach, jak i w wiejskich przysiółkach stopniowo spada sprzedaż obuwia wyrabianego w jego warsztatach. Co robić z rozwiniętymi mocami produkcyjnymi? Martwi się nasz Drepek. Rynek wewnętrzny jest w fazie nasycenia. Po starej znajomości zasięgnął rady u przyjaciela swego przybranego ojca, szefa królewskich doradców czcigodnego Busury Wielewiedzącego. Busura podsunął mu pomysł by spróbował wywozić swoje wyroby poza granice królestwa, rozszerzając tym sposobem swój rynek zbytu.
Pomysł spodobał się Drepkowi, ale jako człowiek doświadczony i przezorny, postanowił poczynić pewne przygotowania i najpierw udać się na rekonesans. Do obcych krajów wprawdzie udawał się w celach biznesowych, ale by żonie i dzieciom przyjemność zrobić, ze sobą ich zabrał. Przed wyjazdem wysłał z niewielką ilością swoich wyrobów kilku zaufanych, a rezolutnych czeladników. Pomyślał bowiem sobie, że jak będzie podróżował ich śladami udając turystę, to naocznie się przekona, jakim wzięciem cieszą się jego wyroby, a przy okazji sprawdzi przydatność swoich pracowników w nowej dla nich sytuacji. Pierwsze dni eskapady były wspaniałe, co rusz wysłani czeladnicy przez kuriera słali wieści, że buty sprzedają się bardzo dobrze i ciągle zmuszeni są zamawiać nowe dostawy, że zebrali od miejscowych kupców wiele zamówień. Takoż pan Drepek, jego rodzina, służba i pracownicy mu towarzyszący również dużo zwiedzić zdążyli, poznali wielu nowych przyjaciół, którzy tym goręcej zapewniali ich o swej wielkiej przyjaźni, im więcej butów im pozostawiali do bezpłatnego testowania.
Fortuna , jak wiadomo, kołem się toczy, a los czasami okrutnie przewrotny bywa. Trudno to wytłumaczyć, ale czy szczęście im sprzyjające działało tylko w Królestwie Bahati i jego najbliższej okolicy, czy też mieli zwyczajnego pecha, fakt faktem ale zaczęli doświadczać tego, o czym tylko słyszeli z opowieści podróżników z obcych krain. Właśnie żona przerażona opowiadała Imć Drepkowi jak to złodziej –niegodziwiec jakowyś, wyrwał jej na targowisku ulubioną torebkę – dar ślubny od króla Nzuriego XIV (no wiecie, ten… uhm), gdy wbiegła do pokoju zaniepokojona niania z informacją, że dzieci gorąc jakowyś dziwny czują, brzucha ich od boleści nabrzmiałe, może od łakoci u ulicznego sprzedawcy kupionych? Pomoc dobrego medyka jest potrzebna, ale gdzie tu takowego, w obcym mieście i kraju znaleźć? Niedługo potem przyszły wieści od jednego z czeladników że został napadnięty, pobity i okradziony, drugi donosił, że ledwo co na drogę wyjechał, a tu nagle jakiś szalony woźnica zza zakrętu raptem wyjechawszy, wóz jego staranował. Pokiereszowany ledwo co z życiem uszedł . Towar i wóz zniszczone, a konie spłoszone uciekły. To nie koniec, bo wieczorem posłaniec przyniósł wiadomość, że jeden z jego przygranicznych składów, spłonął niemal doszczętnie od pioruna, a drugi dopiero co kilka wiorstw za granicą Bahati otwarty, jacyś nieznani sprawcy obrabowali. Firtelnicy, czyli tamtejsi stróże prawa, czknęli i wszczęli wprawdzie dochodzenia w tych sprawach, ale nadzieja na odzyskanie skradzionych towarów, zwłaszcza tych, które poza granicami Bahati zrabowano, pozostawała póki co tylko… nadzieją. Straty w związku z pożarem, królewski skarbiec częściowo pokryje ale na straty z powodu utraty zysku machnąć ręką raczej trzeba, bo niby kto i z jakiego powodu rekompensatę jakowąś wypłacić miałby? Widmo strat, bankructwa nad panem Drepkiem, jego rodziną i firmą zawisło . Współpracownicy naszego bohatera z przerażeniem myśleli o swojej przyszłości; gdzie teraz znajdą tak dobrą pracę, co stanie się z ich rodzinami?
Jak zakończy się nasza opowieść? Co zrobi pan Drepek? Tego dowiecie się w następnym odcinku.